poniedziałek, 12 czerwca 2017

Jak zwykle 10. byłem w Warszawie


Jak zwykle 10. byłem w Warszawie by przeciwstawić się hucpie politycznej pod płaszczykiem jakiegoś marszu religijnego. Ok, bierze w tym udział ksiądz, są pieśni i modlitwy..... jednak nikt nie jest w stanie powiedzieć z jakim kościelnym świętem ma to związek.

Kończy się zawsze tak jak zwykle. Na obskurną drabinkę kiedyś, dzisiaj na przygotowany podeścik, wdrapuje się poseł K i ogłasza wszem że zwyciężył, ale jeszcze nad zwycięstwem trzeba popracować. Następnie że zmierza do prawdy, że prawda jest już blisko, pewnie tuż tuż. Od siedmiu lat. W międzyczasie ubarwia to inwektywami w naszym/moim kierunku..... otóż jestem warchołem, zdrajcą, oderwanym od koryta barbarzyńcą, ostatnio nawet agentem. Przez myśl pewnie mówcy nie przejdzie, że sam przy tzw korycie, za pieniądze nas wszystkich siedzi od 1989 roku. Ględzi coś o przestrzeganiu prawa, sam je łamiąc każdego miesiąca. Nawet stworzone pod "miesięcznice", zostało, pewnie za jego wiedzą i zgoda złamane. Zgłoszone zgromadzenie przez OSA, pod Kordegardą (dokładnie na przeciwko Pałacu Namiestnikowskiego), potwierdzone przez sąd, zostało zastawione barierami i policją. Oficjalne zgromadzenie nie miało do tego miejsca dostępu, by prezes nie musiał mieć przed oczami baneru z cytatem jego brata, dotyczącym szanowania Trybunału Konstytucyjnego.

Miesiąc temu pisałem, że nie widziałem dotychczas takiej ilości policji. Cóż, widocznie mam małą wyobraźnię, teraz było jej jeszcze więcej. Znacznie więcej niż sióstr i braci smoleńskich.

O naszej akcji nie będę pisał, bowiem poprzez udział w niej Frasyniuka, jest ogólnie znana. Wspomnę tylko, że zamknięcie nas w jednym kotle razem z nim, było zaszczytem.

Tadeusz Szczęśniewicz





Brak komentarzy: